24 sty 2009

Mistrz poszukuje ucznia (Mk 1,14-20)

Jesteśmy przyzwyczajeni, że to nie szkoła idzie do ucznia, tylko uczeń chodzi do szkoły. Znam ludzi, którzy podejmowali wielkie wyrzeczenia, aby dostać się na wymarzone studia… dużo się uczyli, brali korepetycje, zarywali noce…
W szkole Jezusa jest inaczej… Nie mają tu żadnego znaczenia znajomości, pieniądze, świadectwa z czerwonym paskiem… Rekrutacja odbywa się bardzo prosto: Mistrz sam szuka i wybiera kogo chce. Aby zostać uczniem Jezusa wystarczy odpowiedzieć na wezwanie, a potem zostawić wszystko i pójść za Nim…
Kto kończy prestiżową uczelnie, zwykle znajduje dobrą pracę, ma szanse awansu, zapewniony byt. Kto kończy szkołę Jezusa… znajduje krzyż i zaczyna być śmieszny dla świata. Jedyna pewność jaką ma, to doświadczenie miłości Boga Ojca (Rz 8,38-39)… Ta miłość wystarczy, aby mieć siłę „nosić w sobie konanie Jezusa” (2Kor 4,10) i stawać się świadkiem Zmartwychwstałego wobec braci i sióstr (Dz 2,32).
Wydawać by się mogło, że apostołowie byli w lepszej sytuacji od nas, bo osobiście, wręcz „dotykalnie”, spotkali Jezusa, usłyszeli «pójdź za Mną» i nie mieli żadnych wątpliwości… Z drugiej strony nie wiedzieli dokąd ten Mistrz ich zaprowadzi. Jezus w chwili powołania nie powiedział im „jeżeli pójdziecie za Mną, czeka Was krzyż, cierpienie, prześladowanie, ale na końcu zwycięstwo i zmartwychwstanie”… Oni do tego ciągle dorastali. Może to nie przypadek, że większość apostołów była rybakami… Rybak to ktoś, kto nie boi się wypływać w nocy na jezioro, zarzucać sieci na głębię, zmagać się z burzą i silnym wiatrem…
Zadziwiająca jest „moc” Jonasza z dzisiejszego pierwszego czytania. Prorok idzie przez miasto, wzywa do nawrócenia i wszyscy mieszkańcy włącznie z królem „uwierzyli Bogu”… Czy słowo Jonasza był głoszone z mocą? A może ten prorok, wypluty przez wieloryba, wcześniej uciekający przed powołaniem, miał w sobie «coś», co czyniło jego słowo autentycznym?
Myślę, że św. Paweł jest takim «Jonaszem Nowego Testamentu». Na początku walczył z Bogiem, a potem stracił głowę dla Chrystusa. Dlaczego Jego Słowo miało taką skuteczność? Oczywiście miał łaskę Ducha Świętego… ale miał to «coś», co czyniło go podobnym do Mistrza. Kto oglądał „The passion” Mela Gibsona, choć trochę ma pojęcie jak wyglądał Jezus po biczowaniu… św. Paweł był pięciokrotnie biczowany, trzy razy był rozbitkiem na morzu, raz kamienowany (zob. 2Kor 11,24-28)… Myślę, że ten człowiek nie musiał silić się na piękne słowa i przekonywujące argumenty… Wystarczyło, że stanął przed ludźmi i pokazał, że to z miłości do Chrystusa…
„Jeżeli już trzeba się chlubić, będę się chlubił z moich słabości. Bóg i Ojciec Pana naszego Jezusa Chrystusa, Ten, który jest błogosławiony na wieki, wie, że nie kłamię (2Kor 11,30-31).

3 komentarze:

Anonimowy pisze...

Uczeń Jezusa może otrzymać jedną z dwu ocen; jakie to oceny?

Anonimowy pisze...

Pierwsza ocena: "Byleś wierny w rzeczach niewielu, nad wieloma cię postawię: wejdź do radości twego pana!" (Mt 25,21)
Druga ocena: "sługę nieużytecznego wyrzućcie na zewnątrz - w ciemności! Tam będzie płacz i zgrzytanie zębów" (Mt 25,30)

Mateusz pisze...

A może ocenę warto zostawić Mistrzowi? My tymczasem spieszmy się kochać Boga i ludzi... oczywiście troszcząc się o własne zbawienie i o bliźnich (por. Gal 6,4; Flp 2,12). Kiedy "bogaty młodzieniec" odchodzi smutny, bo nie chciał stracić swoich bogactw dla Jezusa, apostołowie są przerażeni i pytają: "któż więc może się zbawić", Jezus ich uspokaja: «U ludzi to niemożliwe, lecz u Boga wszystko jest możliwe» (Mt 19,25-26; zob. Jk 4,12)