10 sty 2009

Solidarny z grzesznikami i gotowy na śmierć (Mk 1,6-11)

Zastanawiam się, jaką minę zrobił Jan Chrzciciel, gdy stanął przed nim Jezus i poprosił o chrzest… Nie wiem, czy potem kogokolwiek jeszcze ochrzcił. Chrzest Jana był wezwaniem do nawrócenia, nie dawał odpuszczenia grzechów. Można więc sobie wyobrazić jak „brudne” musiały być wody Jordanu, gdy wychodzili z nich celnicy, złodzieje, rozpustnicy i wszelkiej maści grzesznicy… Wyznawali swoje grzechy, czynili pokutę, ale Jan nie mógł ich pojednać z Bogiem… Oczekiwał razem z innymi Mesjasza, który weźmie na siebie grzech świata i dokona dzieła odkupienia.
Jezus wchodzi do Jordanu wolny od grzechu, ale solidarny z grzesznikami. Przyjmuje na siebie wszystkie bolesne sytuacje, od których człowiek normalnie chce uciec. Niebo się otwiera i Jego ciało zostaje namaszczone Duchem Świętym. Ojciec się raduje i zapowiada nowe stworzenie w swoim umiłowanym Synu. Co czuje w tej chwili Jezus? Doskonale wie, że to jest początek Jego drogi na krzyż. Dopiero z przebitego boku ukrzyżowanego Pana wypłyną sakramenty Kościoła.
Chrzest Jezusa to inauguracja Jego misji – cierpiącego Sługi Jahwe (Iz 42,1).
W pierwotnym Kościele, kandydaci do chrztu po usłyszeniu pytania: „Czy chcesz przyjąć chrzest?”, wiedzieli, że mówiąc «tak» decydują się być gotowi na śmierć… Dla nich chrzest nie był zwykłym obrzędem liturgicznym, który trzeba przyjąć, aby być zbawionym i przynależeć do Kościoła… Zostać ochrzczonym znaczyło być „zanurzonym” w Chrystusie i żyć w mocy Ducha Świętego.
Mam szczęście chodzić każdego dnia po rzymskich uliczkach i stąpać po śladach pierwszych męczenników. Czasami stawiam sobie pytanie, gdyby dzisiaj wybuchło prześladowanie chrześcijan, podobne do tego za czasów Nerona czy Dioklecjana, ale na śmierć skazywano by tylko autentycznych świadków Chrystusa… po której stronie bym się znalazł, zostałbym skazany czy uniewinniony?
Łatwo jest co roku podczas wigilii paschalnej odnawiać przyrzeczenia chrzcielne, wyrzekając się szatana i wyznając wiarę w Jezusa Chrystusa. Łatwo jest recytować „Credo” na niedzielnej Eucharystii… Jak trudno jest każdego dnia stawać się chrześcijaninem i kochać jak Chrystus…

Brak komentarzy: