19 lip 2008

Chwast przemieniony w ogień (Mt 13,24-43)

Można toczyć długie dywagacje na temat pochodzenia chwastu, zastanawiać się dlaczego Bóg pozwala, aby obok pszenicy wyrósł kąkol, obok dobra istniało zło…
Można szukać idealnego świata, idealnej rodziny, wspólnoty, przyjaciół… można uciekać jak najdalej od zła nie pozwalając, by obok zdrowego zasiewu wyrosły bezużyteczne zielska… Można wreszcie zaangażować wszystkie siły do walki ze złem, powyrywać chwasty gdy się tylko pojawią, aby nie przynosiły wstydu rodzinie, szkole, kościołowi, społeczeństwu…

Nie znam się na uprawie roli, ale widziałem niejednego rolnika jak wstydził się, że jego pole jest źle uprawiane i porośnięte chwastami… Spotkałem niepełnosprawnego chłopaka, którego wychowywała babcia, bo rodzice z wyższym wykształceniem nie chcieli, by ktokolwiek się o tym dowiedział… Nie zapomnę spojrzenia mężczyzny, którego zostawiła żona, jak po wypadku został sparaliżowany… Jak trudno jest zgodzić się, aby pszenica i chwast rosły razem… zwłaszcza pod jednym dachem, w jednej rodzinie…

Jaki wniosek z tej przypowieści? Zło dobrem zwyciężać (Rz 12,21)? Cierpliwie czekać na żniwo, gdy Bóg dokona ostatecznego sądu? A może jest to zaproszenie, by patrzeć na siebie i innych oczami Boga Ojca, podobnie jak Chrystus… Tylko w ten sposób będzie można zobaczyć, że chwast zostanie spalony, a na tym ogniu chleb upieczony… Ewangelię trzeba więc czytać od końca… od pustego grobu i zmartwychwstania… Bóg nie widzi w tobie ani kąkolu, ani pszenicy… On już widzi stokrotny plon, Eucharystię, która powstanie z ziarna, które osobiście zasiał i pielęgnował w twym sercu… Bóg nie tylko dostrzega w tobie, to kim jesteś (pszenicą obrośniętą kąkolem, czyli grzesznikiem)… Bóg kocha cię miłością odwieczną, ponieważ widzi kim możesz się stać dzięki Jego łasce, nawet gdy wszyscy dookoła spisali ciebie na straty i ty sam czujesz się niepotrzebnym chwastem, który wyjaławia ziemię…
Jestem przekonany, że Jezus mówiąc tę przypowieść wiedział wszystko o Judaszu, Piłacie, Herodzie… i o tych, którzy byli po nich, narkomanach, alkoholikach, prostytutkach, złodziejach, zdrajcach, przestępcach… o mnie, o tobie… Mógł wyrwać te „chwasty” od razu… Dlaczego tego nie zrobił? Może potrzebował tego kwasu, by ciasto wyrosło… by zajaśniała miłość Ojca i zapłonął ogień Ducha… „Ten zaś, który przenika serca, zna zamiar Ducha, wie, że przyczynia się za świętymi zgodnie z wolą Bożą” (Rz 8,27)

9 komentarzy:

Anonimowy pisze...

"Bóg kocha cię miłością odwieczną, ponieważ widzi kim możesz się stać dzięki Jego łasce, nawet gdy wszyscy dookoła spisali ciebie na straty" Właśnie tak było w moim przypadku.. ćpałam, nie wierzyłam w Boga całkowicie zapominając o Jego istnieniu. Bardzo cierpiałam na początku psychicznie, później także i fizycznie, gdyż z powodu "wyprowadzki" z domu rodzinnego nie miałam gdzie mieszkać, staczałam się coraz bardziej.. W przerwach między ćpaniem, myślałam o swoim życiu, miałam 19 lat, a juz je zmarnowałam. Raz wzięłam za dużo, nie wiedziałam co się ze mną dzieje, obudziłam się nad ranem pod drzwiami kościoła, uznałam to za znak.. Dokładnie dziś, mam 22 lata. Znalazł mnie pod drzwiami ksiądz, pomógł mi.. zyję! Ale boję się iśc do spowiedzi, do kościoła.. boje się każdego nowego dnia.. i nie wiem, czy kiedyś sie to zmieni..

Mateusz pisze...

Drogi Bracie, dziękuję za to piękne świadectwo. Jezus już Ci wszystko wybaczył, żyje w Tobie, kocha Cię. Jeżeli chcesz tego realnie a nie tylko "wirtualnie" doświadczyć jest tylko jedna DROGA: Chrystus, który zbawia nas przez Słowo i sakrament. Za pomocą Słowa Pisma św. Bóg czyni Twoją historię podobną do historii Abrahama, Mojżesza i wreszcie do samego Jezusa. Natomiast sakrament pokuty daje wolność od grzechu i nowe życie. W konsekwencji możesz karmić się Ciałem Zbawiciela w Eucharystii i uczyć się kochać jak Bóg. Tylko dla tej miłości warto żyć... Życzę Ci i o to się modlę, abyś mógł tego osobiście zasmakować we wspólnocie żywego Kościoła

Anonimowy pisze...

Mateuszu (jeżeli moge tak sie do Ciebie zwrócić) to nie jest takie banalne! Ten lęk jest tak wielki, że nawet jeżeli zdobędę się na siłe, aby wyjśc z domu do kościoła i tak do niego nie dotrę. Nie dlatego, że nie chcę, ja sie zwyczajnie boję. Po pierwsze: spowiedzi, przecież wiesz, ze niekoniecznie musze dostać rozgrzeszenie. Po drugie boję sie samej siebie w tym kościele, Bóg niekonicznie musi gościć u Siebie takich ludzi jak ja. Ja juz wszystko zmarnowałam.. 22 lata i przegrane życie. Ciężko sie żyje z taka świadomością..

Mateusz pisze...

Bardzo Ci współczuje, bo lęk jest gorszy od nienawiści. Kiedy jest silny paraliżuje ciało i serce, może prowadzić do depresji i ciągłego obwiniania siebie... Po "ludzku" nie wiem, jak Ci pomóc... Jedyna moja nadzieja to Jezus Chrystus! Nawet gdy Ty boisz się do Niego zbliżyć, On nie lęka się zbliżyć do Ciebie... Ufam, że Wasze spojrzenia w końcu się spotkają i pokój zagości w Twym sercu... W dzisiejszej Ewangelii Jezus mówi o "znaku Jonasza" (Mt 12,38-42). Jeżeli tego znaku nie rozpoznasz w sobie, innego możesz się nie doczekać. Jonasz też strasznie się bał zbliżyć do Boga i ciągle uciekał. Był tak "toksyczny", że nawet wieloryb nie mógł go strawić. Kiedy został wypluty przez wieloryba i przeszedł się przez Niniwę całe miasto się nawróciło. Jezus przechodzi tę samą drogę, by Ciebie odnaleźć. Schodzi na same dno. Staje się marnotrawnym Synem, który roztrwania "majątek" Ojca, by ratować takich Jonaszy jak Ty i ja, zalęknionych, poranionych, pogubionych... Skoro widzisz w sobie "przegrane życie", to dobrze, bo już dłużej nie będziesz "grać", czyli zakładać masek i udawać bohatera. Jezus na krzyżu też "przegrał życie", aby każdy "przegrany" człowiek zobaczył, że nie ma większej miłości niż ta. Zwycięstwo pochodzi od Boga Ojca, czyli po trzech dniach zmartwychwstanie... Tylko nie bój się "przegrywać z Jezusem" i trzymaj się Jego krzyża!

Anonimowy pisze...

Mateuszu! Bardzo Cie podziwiam za Twoja wielką wiarę.. dobrze, że jeszcze są ludzie którzy tak ufaja Bogu, tylko czy mnie (tyle lat nie mającej do czynienia z Bogiem osobie) wypada tak pisać? Możliwe, że Bóg mi wybaczył, a ja świadomie bądź nie to wybaczenie odrzucam.. ale tak dziwnie skonstruowana jest ludzka psychika (ja wiem, to nie jest żadne usprawiedliwienie). Cieszę się, że ktoś chciałby mi pomóc. Ale mam wrażenie, że ja sama muszę do tego wszytkiego dojrzeć.. krok po kroku, nauczyć sie Boga jak dziecko, od początku. Ja jeszcze nigdy tego nikomu nie mówiłam, to co sie tak naprawdę ze mną działo i teraz dopiero się ośmieliłam. Nie żałuję. Widzę, że zaczynasz mnie rozumieć, mimo iż ja momentami samej siebie nie potrafię zrozumieć. Czy jest z Tobą jakiś inny kontakt poza blogiem. By tak zwyczajnie porozmawiać, usłyszeć odpowiedzi na kilka moich pytań? Bardzo mi zależy..

Mateusz pisze...

Jeżeli chcesz to próbuj mnie znaleźć na gadu-gadu 3027031 lub skype xmateusz9401

Anonimowy pisze...

Dziękuję! Może faktycznie Cię tam znajdę, tylko musisz być czasem dostępny.. (na gg oczywiście).

Anonimowy pisze...

Ja chyba w szczególnie często głupieję i zaczynam szukać już tylko miłości ludzkiej-Malgorzaty, w niej szukać szczęścia, zbawinia-co za ułuda i droga do nikąd, która zawsze kończy się rozczarowaniem. Daj mi Panie zatęsknić za Tobą, za Perłą dla której warto sprzedać wszystko i wszystko co nie Twoje uznać za śmieci, daj mi pokochać najpierw Ciebie.

Anonimowy pisze...

I we mnie są chwasty, których się kiedyś wstydzilem, ukrywałem pod najszczelniejszą maską dobrego chrześcijanina, wiecznie uśmiechniętego, mającego odpowiedź na każde pytanie, ale na szczęście prawda wyzwala i już nie muszę się wstydzić swojego chwastu, bo Jezus przyszedl do utrudzonych i obciążonych...chwastem