23 lis 2008

Po lewej czy prawej stronie... oto jest pytanie (Mt 25,31-46)

Może po usłyszeniu Ewangelii o sądzie ostatecznym zastanawiasz się, która strona przypadnie ci w udziale: „prawa” czy „lewa”… Ja również o tym myślę… gdy Chrystus przyjdzie powtórnie, zasiądzie na tronie i rozdzieli «owce od kozłów», jak mnie potraktuje?…
Długi czas byłem przekonany, że aby znaleźć się po „prawicy” Chrystusa Króla i wejść do nieba, muszę sobie zasłużyć przez „uczynki miłosierdzia”, bo przecież „wiara bez uczynków jest martwa” (Jk 2,26). Zgadzam się całkowicie ze św. Janem od Krzyża, że „pod koniec życia będziemy sądzeni z miłości”. Ta miłość nie może być tylko pięknym uczuciem czy pragnieniem, ale ma prowadzić do czynu miłosierdzia. Pierwsi chrześcijanie i Ojcowie Kościoła tak rozumieli tę Ewangelię. Św. Jan Chryzostom bardzo często podkreślał, że ubogi jest „drugim Chrystusem” i że „sakrament ołtarza” powinien wychodzić „na ulicę” przez „sakrament brata”: «Pragniesz czcić ciało Chrystusa? Nie lekceważ go, gdy jest nagie. Nie oddawaj mu czci tu, w świątyni, suknem z jedwabiu, aby lekceważyć je potem na zewnątrz, gdzie doświadcza zimna i nagości. Ten, który powiedział: „To jest Ciało moje”, jest tym samym, który rzekł: „Byłem głodny, a nie daliście Mi jeść».
Podobnie odczytywał tę Ewangelię św. Augustyn i wzywał swoich wiernych do praktyki miłosierdzia: „Daj to, czego nie możesz zatrzymać, a weźmiesz to, czego nigdy nie stracisz; daj odrobinę, a stokroć odbierzesz; daj doczesne, a otrzymasz wieczne”. Według św. Augustyna, gdy odwiedzamy chorego „Chrystus spotyka Chrystusa”, tzn. chory, jak i nawiedzający go, obdarowują się nawzajem Jezusem, który poszerza ich serca i wyzwala miłosierdzie. Ta Ewangelia była bardzo bliska wielu świętym, którzy traktowali ją dosłownie (zwłaszcza św. Franciszek, św. Marcin, bł. Matka Teresa). Wierzyli oni, że „dotykając ubogiego, dotykają samego Chrystusa”.
Z powyższych rozważań wyłaniałyby się «tylko dwie» możliwości wyboru: pozostać „kozłem” i zając miejsce po lewej stronie Króla, co oznacza potępienie, albo stać się „owcą” przez czyny miłosierdzia i liczyć na pochwałę Chrystusa oraz nagrodę wieczną w niebie. Jaką drogę wybieracie?... Chyba nikt nie chce być „kozłem” skazanym na przegraną?... Może zaszokuję niektórych, ale nie mam zamiaru znaleźć się ani «po prawej», ani «po lewej» stronie Króla… Pragnę być «po środku», czyli tam gdzie są „bracia najmniejsi”. Tylko oni nie zostają osądzeni. Właściwie styl ich życia, czyli zgoda na ubóstwo, biedę, chorobę, stają się kryterium sądu Chrystusa.
Bóg nie objawia swojej miłości „wobec” najmniejszych, aby pokazać światu jak bardzo troszczy się o człowieka pokrzywdzonego (chociaż ten aspekt też jest ważny – zob. przypowieść o miłosiernym samarytaninie). On sam, od chwili wcielenia, staje się „najmniejszym z najmniejszych”, a potem na krzyżu odrzucony przez wszystkich, zajmuje ostatnie miejsce, którego nigdy nie zostanie pozbawiony… Oto królowanie Boga!
Uważam, że bł. brat Karol de Foucauld doskonale to rozumiał. W 1897 roku, podczas uroczystości Zesłania Ducha Świętego napisał: „Myśl o tym, że umrzesz jako męczennik, leżąc na ziemi, nagi nie do poznania…, zabity gwałtownie i boleśnie... i pragnij, by stało się to już dziś”. Daleko mi do takiej postawy. Nie potrafię nawet pobożnie wypełniać „uczynków miłosierdzia” i jak kapłanowi z przypowieści o „miłosiernym samarytaninie” zdarza mi się omijać „napadniętego przez zbójców”… Co mi pozostaje? Nie chce być „kozłem”, co nie czynił miłosierdzia wobec bliźniego… Mocno wierzę w miłosierdzie Boga objawione nie «wobec», ale «w» najmniejszych… Tylko wtedy można zobaczyć, że ubodzy w «pierwszej kolejności» nie potrzebują ubrania, jedzenia, pocieszenia… ale uznania w nich „sakramentu brata”, spotkania z Jezusem, «Mistrzem rzeczy niemożliwych» (bł. brat Karol).

Brak komentarzy: