17 sty 2009

Jak szukać i siebie nie oszukać? (J 1,35-42)

Człowiek jest chyba jednym na ziemi stworzeniem, które potrafi «po-szukiwać» i «o-szukiwać». Bez większych problemów radzi sobie z oszukiwaniem siebie i bliźniego. Całe szczęście, że człowiek nie potrafi oszukać Boga… może Go tylko szukać… i znaleźć.
Bardzo łatwo jest szukać i siebie oszukać… gdy zaczynasz szukać tam, gdzie nie zgubiłeś zamiast życia znajdujesz śmierć… W niektórych sytuacjach widać to natychmiast, np. gdy chcesz oszukać prawo grawitacji Newtona i zamiast przez drzwi wychodzisz przez okno, czujesz „oszustwo” na własnej skórze. O wiele trudniej jest rozpoznać „oszustwo” w życiu duchowym, gdzie zranione serce nie zawsze reaguje „zawałem”. Pamiętam spotkanie z jedną kobietą, która przez wiele lat skutecznie siebie oszukiwała. W młodym wieku wyszła za mąż za Szwajcara. Zapowiadało się przed nią piękne życie. Jednak dość szybko jej mąż ciężko zachorował i długi czas leżał w szpitalu. Ta kobieta przestraszyła się, że koszty leczenia męża doprowadzą ją do ruiny. Uciekła więc do Włoch i tam drugi raz wyszła za mąż, usprawiedliwiając siebie, że nie miała innego wyjścia. We Włoszech urodziła dwóch synów. Po jakimś czasie jej drugi mąż zmarł. Została sama, bo synowie odeszli do swoich rodzin. Jak ją spotkałem, żaliła się, że synowie jej nie szanują, nie zapraszają na święta... Potem opowiedziała mi swoją historię… Zamiast gotowej odpowiedzi postawiłem jej pytanie: „Dlaczego twój pierwszy mąż jeszcze żyje, przecież po takiej chorobie dawno powinien umrzeć?”. Sama znalazła odpowiedź. Zrobiła coś „wbrew sobie”. Wróciła tam skąd uciekła i poprosiła męża o przebaczenie. Usłyszała, że on cały czas na nią czekał. Po kilku dniach jej mąż w pokoju odszedł z tego świata, a ona po spowiedzi z całego życia odnalazła prawdziwą radość i wolność…
Pierwsze słowa wypowiedziane przez Jezusa w Ewangelii św. Jana „czego szukacie?” są czymś więcej niż wezwaniem do nawrócenia (por. Mk 1,15). Jest to zaproszenie do wspólnoty z Bogiem i do życia w prawdzie, czyli zgodnie z otrzymanym powołaniem.
Jak więc szukać, by siebie nie oszukać? Bardzo prosto, najpierw trzeba przestać «szukać siebie», a następnie przyjść do Jezusa i chcieć „zobaczyć, gdzie On mieszka”. To jest pierwsze powołanie chrześcijanina. Ten kto „zamieszkał” z Jezusem, czyli dał się „uwieść Jego miłości” (por. Jer 20,7), przestanie «szukać oszukując» siebie i innych. Co więcej, stanie się apostołem dla innych, czyli zacznie «szukać» tych przestrzeni, w których Zbawiciel jeszcze «nie mieszka», podobnie jak Andrzej prowadzący do Jezusa swego brata Piotra.
Życie to nie zabawa w chowanego. Nie ma sensu chować się przed Bogiem!
Jeżeli moje „ciało jest świątynią Ducha Świętego”, jeżeli już „nie należę do siebie” (1Kor 6,19), to nie muszę dłużej «siebie szukać»… przecież sam Bóg mnie odnalazł i zamieszkał we mnie przez sakrament chrztu… Panie skoro pokazałeś mi, «gdzie mieszkasz», pomóż przyprowadzić do Ciebie, jak najwięcej ludzi, aby Ciebie szukali, znaleźli i już dłużej siebie nie oszukiwali…
„Jak bowiem błądząc myśleliście o odstąpieniu od Boga, tak teraz, nawróciwszy się, szukajcie Go dziesięciokrotnie” (Ba 4,28)
„O Tobie mówi moje serce: «Szukaj Jego oblicza!» (Ps 27,8)

4 komentarze:

br. Przemek Kryspin pisze...

Dobra Nowina. Pozdrawiam

Mateusz pisze...

Owszem, rowniez pozdrawiam i ciesze sie ze mamy te sama pasje skrutacji Slowa i dzielenia sie Chrystusem w wirtualnej wspolnocie Kosciola. Drugi element wspolny, to Biala Podlaska... spedzilem tam dwa piekne lata w par. sw. Anny.
Trzeci element to wspolne zrodlo (Biblia i rozwazania o.Pelanowskiego) Ze swej strony lubie czytac Ojcow Kosciola (szczegolnie Orygenesa i Augustyna) Ze wspolczesnych biblistow cenie J.L.Ska i J.N. Aletti. Z teologow G. Moioli, G. Greshake, J. Moltmann i jeszcze kilku innych. Pozdrawiam

Anonimowy pisze...

To co piszesz znajduje potwierdzenie w listach Apostoła Pawła gdzie zapisano, że osoby naruszające prawo Boże nawet po chrzcie chorowało i umarło gdyż oszukiwało siebie.

Mateusz pisze...

To prawda, że św. Paweł wyraźnie stwierdza: "zapłatą za grzech jest śmierć" (Rz 6,23). Jednak jego intencją nie jest straszenie kogokolwiek "chorobą i śmiercią", ale podkreślenie darmowości zbawienia w Chrystusie, a z drugiej strony niemocy człowieka wobec grzechu. Nikt sam nie może siebie zbawić. W czasach św. Pawła wielu myślało, że są w stanie być wierni Bogu przez wypełnianie Prawa. Właśnie taki sposób myślenia był i jest "oszukiwaniem siebie": "A Bóg, będąc bogaty w miłosierdzie, przez wielką swą miłość, jaką nas umiłował, i to nas, umarłych na skutek występków, razem z Chrystusem przywrócił do życia... Łaską bowiem jesteście zbawieni przez wiarę. A to pochodzi nie od was, lecz jest darem Boga" (Ef 2,4-5.8).
Konkluzja: uważam, że trzeba być bardzo ostrożnym z tzw. "radykalizmem akcentowania grzechu i kary". Wystarczy przywołać przykład Tertuliana, genialnego pisarza chrześcijańskiego z przełomu II/III wieku, który niestety przystąpił do sekty montanistów, bo uważał, że kto po chrzcie ciężko zgrzeszył, nie powinien otrzymać przebaczenia. Na szczęście Kościół poszedł w innym kierunku i mamy dzisiaj sakrament pokuty, w którym Bóg przebacza każdy grzech, o ile tylko człowiek zechce z tego skorzystać...