6 cze 2009

Samo Życie, czyli miłosny Trójkąt

Od razu zaznaczam, że powyższe słowa nie są żadną prowokacją. W uroczystość Trójcy Przenajświętszej, czyli w obliczu najbardziej niedostępnej tajemnicy Boga każdy język milknie, ponieważ nie potrafi wypowiedzieć Niewypowiedzianego. Na szczęście w swoim Synu, Jezusie Chrystusie, spodobało się Bogu objawić siebie samego: „Boga nikt nigdy nie widział, Ten Jednorodzony Bóg, który jest w łonie Ojca, o Nim pouczył” (J 1,18; por. Hbr 1,1-4).
Patrząc na Jezusa Chrystusa nie tylko można z zachwytem powiedzieć „Ecce Homo”, jaki piękny i prawdziwy Człowiek (por. Rz 8,3; 1J 4,2; 1P 3,18). Wpatrując się w Jego oblicze trzeba koniecznie dodać „Ecce Deus”, samo Życie, miłosna komunia Trzech Osób Boskich, Ojca i Syna i Ducha Świętego. Dzięki Jezusowi „w jednym Duchu mamy przystęp do Ojca” (Ef 2,18).
Kontemplując Trójce Przenajświętszą można odkryć niezgłębione bogactwo prawd (por. Rz 11,32-35), koniecznych dla prawidłowego rozwoju chrześcijańskiego życia. Jeżeli istotą Boga jest miłość (1J 4,8), a Bóg jest Trójcą, to nikt nie powinien miłości przeżywać samemu, ani nawet we dwoje. Konieczny jest życiodajny Trójkąt (szkoda, że w naszym języku brzmi to tak ambiwalentnie). O jaki Trójkąt chodzi? Nie wyobrażam sobie np. pięknej, bezinteresownej i życiodajnej miłości pomiędzy chłopakiem a dziewczyną, gdy brakuje tego Trzeciego, czyli Boga. Podobnie jest z innymi relacjami. Przypomina mi się jedna dziewczyna, która została brutalnie zostawiona przez chłopaka. W pewnym momencie stwierdziła, że nie będzie więcej ufać mężczyznom, skoro sam Bóg jej wystarczy do pełni szczęścia. Jakież było jej zdziwienie, gdy po długim czasie duchowej walki, uzdrowienia zranień, szukania przebaczenia, odkryła, że nie można zbudować szczerej relacji z Bogiem „nie kochając bliźniego” (1J 4,20).
Dosłownie kilka godzin temu rozmawiałem z jedną studentką architektury, mieszkającą w Rzymie, ale wychowaną w kulturze arabskiej. Rozmawialiśmy chwilę o Bogu, o wierze chrześcijańskiej. Widziałem jak była zdziwiona, słysząc przywoływane przeze mnie niektóre wydarzenia z historii zbawienia. Czułem się trochę, jakbyśmy byli z innej planety, choć mówiliśmy tym samym językiem. Zastanawiam się, czy potrafiłem jej dobrze wytłumaczyć, jaki jest Bóg, w którego wierzę? To Ojciec Jezusa Chrystusa, który własnego Syna wydał za mnie (Gal 2,20; Ef 5,2) i w Duchu Świętym jest obecny w świecie, w Kościele, mówi do mnie przez Słowo Boże, upodabnia do Chrystusa. Jak przekazać tę prawdę ludziom, których spotykam? Chyba tylko myśląc, postępując i kochając trynitarnie. Co to konkretnie oznacza? Każdego dnia mam umierać dla własnego „ja” i żyć wspólnoto-rodnie, tzn. do każdej relacji z człowiekiem zapraszać Boga i w każdej relacji z Bogiem (modlitwa, Eucharystia, medytacja itp.) pragnąć zbawienia człowieka. „A to jest życie wieczne: aby znali Ciebie, jedynego prawdziwego Boga, oraz Tego, którego posłałeś, Jezusa Chrystusa” (J 17,3)
Przez Chrystusa, z Chrystusem i w Chrystusie, Tobie, Boże, Ojcze wszechmogący, w jedności Ducha Świętego, wszelka cześć i chwała, przez wszystkie wieki wieków.

3 komentarze:

x. Przemek Zamojski pisze...

Istnieją inne światy obok nas i ten, w którym żyjemy nie jest jedyny...

Mateusz pisze...

Zaczynam to dostrzegać ilekroć spotykam ludzi, którzy mają inne "widzenie świata" Pozdrawiam

x. Przemek Zamojski pisze...

O widzę, że Tadeusz i tu zagościł! Tadziu "zrób to sam" nawróć się. Bóg jest miłością. Piekło pełne jest ludzi, którzy żyli ciągle w strachu. Bóg jest Bogiem, który ocala, napełnia odwagą. "Nie bójcie się! Jam zwyciężył świat". Pozdrawiam Mateusza.