16 lis 2008

Wejść do radości Pana (Mt 25,14-30)

Jeżeli po przeczytaniu przypowieści o talentach ktoś postawi pytanie: „Po co człowiek żyje?”. Usłyszy odpowiedź Chrystusa aż dwukrotnie powtórzoną, że człowiek żyje po to, aby „wejść do radości swego Pana”. Rodzi się więc kolejne pytanie: „Co konkretnie mam robić, aby ten cel osiągnąć”. Na pierwszy rzut oka, wszystko wydaje się proste, zwłaszcza gdy przyjmiemy, że najważniejszym środkiem, który prowadzi do wiecznej radości w Bogu jest ustawiczny rozwój otrzymanych talentów...
Zastanawiam się tylko, czy takie rozwiązanie wszystkim wystarczy? Na pewno nie wystarczyłoby mojemu koledze z lat szkolnych, który po powrocie z pogrzebu swojego ojca napisał na piórniku: „kocham śmierć, bo tylko ona na mnie czeka”. Każda próba moralizowania i pocieszania go w stylu: „nie załamuj się, masz wiele talentów musisz je rozwijać…” nie odniosłaby najmniejszego skutku…
Jakie jest więc najważniejsze przesłanie przypowieści o talentach? Myślę, że kiedy Jezus mówił tę przypowieść to doskonale wiedział, że wzbudzi u swoich słuchaczy współczucie wobec „trzeciego sługi”, który został surowo osądzony i stracił całkowicie otrzymany talent. Taki «sąd» może wydawać się niesprawiedliwy. Przecież marnotrawny syn roztrwonił cały majątek ojca i został nagrodzony, a ten „trzeci sługa” oddał tyle samo, co otrzymał i… został potępiony. W kluczu takiej «sprawiedliwości» Ewangelia jest nielogiczna. Dlaczego od samego początku trzej słudzy nie mieli równych szans? Jeden dostał pięć talentów, drugi dwa, trzeci jeden… Ewangelię trzeba więc otwierać kluczem miłości, wtedy przestajesz «rozumieć», a zaczynasz żyć Słowem. Od tej chwili nie jest ważne «co» i «ile» otrzymujesz, ale od «kogo» otrzymujesz.
Największym dramatem „trzeciego sługi” nie było jego lenistwo czy nieporadność w robieniu „interesów”. Przypowieść ukazuje przynajmniej dwa powody, które sprawiły, że zmarnował otrzymany talent – życie. Pierwszy to fałszywy obraz Boga jako surowego sędziego, który kara za każde wykroczenie i jest „chciwy zysku, nad którym się nie trudził” (Mt 25,24). Drugi powód to lęk o utratę talentu – życia (Mt 25,25). Jezus nie pozostawia złudzeń: „kto chce zachować swoje życie, straci je; a kto straci swe życie z mego powodu, znajdzie je” (Mt 16,25). Puszczenie talentu w obrót wiązało się z ryzykiem całkowitej utraty (takiej całkowitej utraty nie mógł też pojąć „Bogaty Młodzieniec”). Wygodne i bezpieczne było zakopanie talentu w ziemi, tak jak wygodne i bezbolesne jest zamknięcie serca w trumnie jeszcze za życia. Nikt go nie zrani, ale takim sercem nie można kochać… Św. Jan doskonale wyczuł, gdy napisał, że przeciwieństwem miłości nie jest nienawiść, ale lęk: „W miłości nie ma lęku… kto się lęka, nie wydoskonalił się w miłości” (1J 4,18)…
Konkluzja sama się nasuwa. Kto się lęka i nie chce zaryzykować utraty życia, zapomina „po co żyje”. Zamiast „wchodzić do radości swego Pana”, zatrzymuje się pogrążony w smutku i już tu na ziemi doświadcza „płaczu i zgrzytania zębów”… Chciałbym przenieść się na chwilę do szkolnych lat i dopisać na piórniku mojego kolegi: «kocham życie, bo tylko ono na mnie czeka w Jezusie Chrystusie moim Panu», choć sługa nieużyteczny jestem.
Warto jeszcze na koniec zatrzymać się nad słowem „zyskać” (greckie «kerdaino»). Dwaj słudzy otrzymują w nagrodę „wejście do radości Pana”, ponieważ „zyskali” kolejne talenty. O jaki zysk tutaj chodzi? Pomocą są trzy inne teksty, w których występuje czasownik «kerdaino»:
1) Mt 18,15 – gdy „brat twój zgrzeszy przeciw tobie, a ty go upomnisz w cztery oczy”, bez obgadywania go za plecami i zakopywania «problemu w ziemi», możesz na nowo „po-zyskać” brata.
2) 1Kor 9,18-22 – Św. Paweł mówi tu o „zysku” jaki przynosi głoszenie Ewangelii – zdobycie braci dla Chrystusa
3) Flp 3,8 – kto „zyskał” Chrystusa wszystko inne uzna za śmieci

5 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Jak to się dzieje że czytając tą Ewangelię widzę tylko wezwanie do pracy nad sobą, nad ciągłym rozwojem, ale o jest chyba logika dzisiejszego świata - pokaż mi co potrafisz a powiem ci ile jesteś wart. Kiedyś zaufałem takiemu sposobowi myślenia i skończyło się to niemal chorobą psychiczną, bo nie miałem takiego talentu, który sobie wumarzyłem i coraz bardziej schodziłem na dno, bojąc się co będzie jęśli nie dam rady...Wiem Ojcze że TY dałeś mi największy talent w Osobie Swojego Syna, uwalnia mnie od lęku, bo wiem że kocha za darmo, a może szczególnie wtwedy kiedy przegrywam i jestem pusty i nie mam już swoich talentów, ale ten otrzymany od Ciebie

Mateusz pisze...

Prawdą jest, że Ewangelia "wzywa do pracy nad sobą", ale najpierw "zaprasza" do osobowej, intymnej relacji z Bogiem. Stąd całą przypowieść o talentach można zamknąć w jednym zdaniu: "Człowieku, spójrz jak cię kocham... daję Ci talent - życie Jezusa, nie zmarnuj go, nie porównuj się z innymi, rozwijaj to życie w sobie, bo już niedługo przyjdę po ciebie i na zawsze będziemy razem" (por. 1Tes 4,17)

Monika M. pisze...

w ostatnią Niedzielę, byłam w całkowicie kiepskim humorze, myślałam że wszystko jest takie bez sensu, że w sumie jestem ostatnim beztalenciem... A ta przypowieść... i potem kazanie, piękne z resztą, dała mi do zrozumienia, że tak na prawdę każdy człowiek jest wartościowy i to co najważniejsze dla mnie, w oczach Boga. To mnie bardzo podniosło na duchu. Od niedawna moje życie sie tak ułożyło, że odnalazłam w Nim Boga. Wcześniej nie potrafiłam Jego dojrzeć, może nie chciałam... I wiem, że taki blog jaki Pan prowadzi( pisze pan, bo nie wiem jak mogę się zwracać, widzę że "Pan" jest osobą duchowną... ale zastanawiam się, czy pasuje zwrot proszę księdza, czy ojcze...) na prawdę, jest pomocny w odnalezieniu Boga dla osób, które tak jak ja dwa lata temu zabłądziły i nie dostrzegają Światła. Dziękuję. Prosto z serca i za tych którzy są zagubieni a o tym nie wiedzą, lub wiedzą i nie potrafią odnaleźć ścieżki.

Mateusz pisze...

Od razu sprecyzuje, że od 6 lat jestem księdzem. Zakochałem się w Bogu i lubię go słuchać. Jego Słowo jest tak przenikające, porywające, ożywiające... że "jedno serce" go nie pomieści. Stąd "echo Słowa" - dzielę się Tym, czym sam zostałem obdarowany - spotkaniem z żywym Bogiem... W ten sposób powiększa się "pojemność serca" Kościoła, tzn. "wiele poranionych serc" oddycha tym samym Słowem w jednym Duchu ku chwale Ojca... Życzę Ci, Monika ciągłego poszerzania serca, by Twoje życie stawało się Słowo-rodne; wtedy inni patrząc na Ciebie zobaczą i usłyszą Boga

Anonimowy pisze...

dziękuję... chciałabym dawać swoim życiem świadectwo, robiąc rzeczy proste opowiadać o Bogu... być może już tak jest, być może muszę na to poczekać... znajomy ojciec mi powiedział kiedyś: Monika, to piękne że ty ewangelizujesz ludzi, mimo, że Twoje powołanie nie nakazuje tego... To piękne, że ty ukazujesz im miłość Boga. Mam nadzieję, że księdzu nie będzie to przeszkadzać, jak od czasu do czasu zajrzę, czy skomentuję:) pozdrawiam. Tu w ogóle Monika ale nie mogłam się zalogować na swoje konto.