8 kwi 2009

„Dam wam pasterzy według mego serca” (Jer 3,15)

Wielki Czwartek – ustanowienie Eucharystii i kapłaństwa
Bierzcie i jedzcie to jest Ciało moje
Bierzcie i pijcie to jest moja krew
Czyńcie to na moją pamiątkę
Ostatnia Wieczerza – Piotr prosi Jana, by zapytał Mistrza kim jest zdrajca
Mnie nurtuje inne pytanie: jaki ma być kapłan według serca Jezusa?
Wielu chciałoby dzisiaj spotkać kapłana-psychologa, który byłby najlepszym znawcą człowieka, posiadającym wyjątkową intuicję, zdolnym pocieszyć każdego, wzbudzić nadzieję w niedowiarku, wyzwolić pozytywną energię w przygnębionym.
Inni oczekują kapłana-nauczyciela, eksperta od wychowania dzieci i młodzieży, głoszącego mądre i podniosłe nauki.
Znajda się i tacy, którzy będą szukać kapłana-społecznika, posiadającego receptę na bezrobocie, walczącego o prawa pokrzywdzonych, głodnych, emigrantów.
Nie zabraknie takich, którzy będą wypatrywać kapłana-lekarza, zdolnego uzdrowić duszę grzesznika.
Niektórzy będą poszukiwać kapłana-ascetę, żyjącego w ubóstwie, umartwiającego swoje ciało, wolnego od pokus świata.
Jakich kapłanów pragnie Jezus Chrystus? Nie wiem, czy potrafię do końca odpowiedzieć na to pytanie. Wydaje mi się, że Jezus nie chce by kapłan był konkurencją dla psychologów, lekarzy, społeczników. Z osobistego doświadczenia mogę wyznać, że zanim zachwyciłem się Chrystusem i Jego Ewangelią, spotkałem w moim życiu przynajmniej kilku kapłanów zakochanych w Chrystusie, którzy nie bali się przyznać, że są słabi i grzeszni. Nie mieli oni gotowych odpowiedzi na trudne pytania. Nie moralizowali i nie okazywali zgorszenia człowiekiem. Umieli słuchać, cierpieć i rozmawiać z Bogiem jak z Przyjacielem. Mieli serce otwarte dla każdego. Bezgranicznie wierzyli, że „spodobało się Bogu przez głupstwo głoszenia Słowa zbawić wierzących” (1Kor 1,21). Tracili swoje życie i rozdawali je, jak Chleb w Eucharystii. Ciekawe, że zanim zapragnąłem być podobnym do Chrystusa, marzyłem by stawać się taki jak oni.
Wieki Czwartek – robię sobie rachunek sumienia: Boże nie pozwól, bym oddalał ludzi od Ciebie. Weź moje puste dłonie i spraw, by stawały się coraz bardziej Chrystusowe. Jeżeli są tacy, którzy patrzą na moje chrześcijaństwo i kapłaństwo, a potem sobie myślą: „Zachowaj mnie Panie, bym nie był nigdy taki jak on”, to proszę, zabierz mnie jeszcze dzisiaj.

15 komentarzy:

Radosław Siewniak pisze...

"którzy nie bali się przyznać, że są słabi i grzeszni. Nie mieli oni gotowych odpowiedzi na trudne pytania. Nie moralizowali i nie okazywali zgorszenia człowiekiem. Umieli słuchać, cierpieć i rozmawiać z Bogiem jak z Przyjacielem."

To jest dzisiejszy problem ludzi, którzy sprawują funkcje starszych(biskupów) w swoich społecznościach.

Obserwowalny jest trend świętości, "bezgrzesznego" życia duszpasetrza.

A ap.Paweł, największy z starszych(biskupów) chrześcijaństwa nie bał się powiedzieć:

Bracie, piszę wam, że jestem grzesznikiem. Ciało dąży w jedną stronę, duch w drugą. Świadom jestem, że w moim ciele nie mieszka dobro. Ale wiem, kto mnie może z tego wyzwolić.Dzięki niech będą Bogu przez Jezusa Chrystusa.

Każdy z nasz jest grzesznikiem.
Starszy, biskup, pastor, kapłan, duszpasterz (nie wiem, jak nazywa się jeszcze prowadzących społeczność wierzących) ma pokazywać, jak sobie ze swoją grzesznością poradzić. Jak ćwiczyć celność rzutu by nie chybić celu w drodze do Ojca. Najlepiej to czynić na żywym przykładzie i za radą ap.Jakuba wyznawać nawzajem grzechy, modlić się jeden o drugiego".

Mateusz pisze...

Zgadzam się i powtarzam za św. Pawłem: "Chrystus Jezus przyszedł na świat zbawić grzeszników, spośród których ja jestem pierwszy" (1Tm 1,15). Czy można prowadzić innych tam, gdzie samemu się nie doszło?

joasmok pisze...

W tym dzisiejszym dniu życzę Ci głowy złożonej na piersi Jezusa, ucha na Jego sercu, niech świadomość, że Cię prowadzi będzie zawsze przy Tobie.

Mateusz pisze...

Dziękuję. Dzisiaj rano celebrowałem Eucharystię w katedrze w Como (północne Włochy) dziękując Bogu za dar kapłaństwa i ludzi, którym służę, również przez ten blog

Anonimowy pisze...

Napisz, gdzie Ty widzisz, że Jezus przy ustanowieniu eucharystii ustanawia kapłaństwo?

Mateusz pisze...

Skoro Paweł z Tarsu, który spotkał Chrystusa pod Damaszkiem, już zmartwychwstałego napisał: „Ja otrzymałem od Pana to, co wam przekazuję, że Pan Jezus tej nocy, kiedy został wydany, wziął chleb i dzięki uczyniwszy połamał i rzekł: «To jest Ciało moje za was wydane. Czyńcie to na moją pamiątkę». Podobnie skończywszy wieczerzę, wziął kielich, mówiąc: «Kielich ten jest Nowym Przymierzem we Krwi mojej. Czyńcie to, ile razy pić będziecie, na moją pamiątkę»” (1 Kor 11,23-25), wiec kto ma «to» czynić na pamiątkę Chrystusa? Wierzę, że Jezus chciał, by chrześcijanie byli świadkami Jego zbawczego działania w sposób namacalny, tzn. by w Eucharystii bez przerwy uobecniała się na świecie jedyna ofiara krzyża. Dlatego musiał powołać ludzi do udziału w swoim kapłaństwie. Jezus podczas swojej ziemskiej działalności budował kapłaństwo hierarchiczne. Czynił to wybierając kolegium Dwunastu (hoi dodeka), którego członkowie są nazwani także uczniami (mathetes) oraz apostołami (apostoloi). Czytamy w Ewangelii św. Łukasza: „Z nastaniem dnia przywołał swoich uczniów (mathetas) i wybrał spośród nich dwunastu (dodeka), których też nazwał apostołami (apostos)” (Łk 6,13). Po Zmartwychwstaniu i Wniebowstąpieniu Jezusa, chrześcijanie "trwali w nauce Apostołów i we wspólnocie, w łamaniu chleba i w modlitwach" (Dz 2,42). Wkrótce, ze względu na wzrost wiernych, wybrali oni "siedmiu mężów" (...), cieszących się dobrą sławą, pełnych Ducha i mądrości" i "modląc się włożyli na nich ręce", czyniąc ich diakonami, by "obsługiwali stoły" (por. Dz 6,1-6). Apostołowie mianują także, przez włożenie rąk, "starszych" (gr. presbiteroi) lub "dozorujących" (gr. episkopoi), aby "kierowali Kościołem Boga, który On nabył własną krwią" (Dz 20, 28).

Anonimowy pisze...

Posługa kapłaństwa skończyła z czasem Starego Testamentu. Że w czasie kiedy Pan Jezus przyszedł na ziemię, to On ustanowił się kapłanem wszystkich ludzi w Niego wierzących (Hebr.4:14). Jak słusznie zauważyłeś Pan Jezus ustanowił dwunastu apostołów, ale to tyle znaczy co posłani. Apostołowie ustanawiali starszych i diakonów. Nie ma w Nowym Testamencie wspominane o ustanowieniu kapłanów.

Warto zauważyć, jako była rola kapłana za czasów istnienia tej funkcji w Izraelu. Jedna z nich to pośrednictwo między Bogiem a ludem. Dzisiaj, ani za czasów apostołów nie było potrzebnych ludzi, którzy pośredniczyli w kontakcie z Bogiem. Uczy bowiem Ap. Paweł, że jest jeden teraz pośrednik między Bogiem, a człowiekiem – Jezus Chrystus (1Tym.2:5).

Nowy Testament uczy, że chrześcijaństwo nie ma ludzkich pośredników w kontakcie z Bogiem. Nie wspomina więc o ludzkich kapłanach. Wspomina jedynie o kapłanie z pełnomocnictwa Bożego – Jezusie.

Natomiast eucharystia kierowana była zapewne przez starszych i apostołów. Z 11r.Koryntian wynika, że i może była czyniona po prostu w społeczności. Spotykano się na spożywaniu Wieczerzy Pańskiej. Nie ma mowy tam o kapłanie. Po prostu spożywali wieczerzę. Inna rzecz, że w sposób niewłaściwy.

Piszesz, że w Eucharystii bez przerwy uobecnia się jedyna ofiara krzyża. Co przez to rozumiesz?

Pozdrawiam:)

Mateusz pisze...

Jeżeli Chrystus jest jedynym pośrednikiem miedzy Bogiem a ludźmi, to rozumiem że nigdy nikogo nie prosisz o modlitwę. Zgadzam się, że jak kapłaństwo Chrystusowe tak i Jego ofiara jest najdoskonalsza. Wszystkie zapowiedzi kapłaństwa w Starym Przymierzu znajdują swoje wypełnienie w Chrystusie Jezusie, "jedynym Pośredniku między Bogiem a ludźmi" (1 Tm 2, 5). Melchizedek, "kapłan Boga Najwyższego" (Rdz 14, 18), jest uważany przez Tradycję chrześcijańską za zapowiedź kapłaństwa Chrystusa, jedynego "arcykapłana na wzór Melchizedeka" (Hbr 5, 10; 6, 20), "świętego, niewinnego, nieskalanego" (Hbr 7, 26), który "jedną... ofiarą udoskonalił na wieki tych, którzy są uświęcani" (Hbr 10,14), to znaczy jedyną ofiarą swego Krzyża. Chrystus, Arcykapłan i jedyny Pośrednik, uczynił Kościół "królestwem – kapłanami dla Boga i Ojca swojego"(Ap 1, 6) (Por. Ap 5, 9-10; 1 P 2, 5. 9). Cała wspólnota wierzących jako taka jest kapłańska.

Tych, których my dzisiaj nazywamy kapłanami, Nowy Testament określa dwoma słowami: prezbiter, to znaczy starszy, i biskup (greckie episkopos), to znaczy dozorujący, strzegący czegoś. W dodatku obie te nazwy używane są także zamiennie, co znaczy, że za czasów apostolskich nie było jeszcze istotnego rozróżnienia biskupów i prezbiterów. Sami apostołowie stanowili grono najwyższych, odpowiedzialnych pasterzy Kościoła.
Jest sprawą bardzo trudną, jeśli nie wręcz niemożliwą, odtworzyć ten proces, który miał miejsce w końcu pierwszego wieku, a w rezultacie którego kolegium biskupów weszło na miejsce kolegium apostołów. Wiadomo jednak z listów św. Ignacego Antiocheńskiego, że z początkiem wieku II w każdym z Kościołów chrześcijańskich, tzn. w każdej wspólnocie chrześcijan w danym miejscu, był tylko jeden odpowiedzialny za ten Kościół biskup, otoczony gronem prezbiterów i diakonów.
Kapłaństwo służebne, urzędowe jest posługą apostołów. Realizując razem ze wszystkimi współwyznawcami Jezusa Chrystusa kapłaństwo wspólne, spełniali oni jednocześnie swoje szczególne powołanie posługi apostolskiej. Głosili Ewangelię, przewodniczyli w łamaniu chleba, troszczyli się o jedność i wypełnienie woli Chrystusa w każdej z powstających wspólnot chrześcijańskich powoływali swych pomocników, następców, a także starszych w każdej wspólnocie i diakonów. Ta posługa apostolska wynikała z woli Jezusa: to On kazał Dwunastu iść na cały świat, głosić Ewangelię, chrzcić, uczyć zachowywać wszystko, co sam im przekazał. Posługa spełniana przez apostołów nie tylko wynikała z woli Jezusa, lecz także z Jego własnej misji: to On uczył, a oni nie mieli w niczym od Jego nauki odstępować; to On żądał miłości i jedności między swymi uczniami, a oni mieli wypełniać posługę jednania (por. 2 Kor 5); On wreszcie "łamał chleb", a im kazał to czynić na swoją pamiątkę. "Kto was słucha, mnie słucha. Kto wami gardzi, mną gardzi" (Łk 10, 16).

Anonimowy pisze...

Proszę kogoś o modlitwę jest radą biblijną. Ale nie oznacza to pośrednictwa w rozumieniu Starotestamentowym. Wspólnie możemy prosić za sobą Boga przez pośrednika, Jezusa. Tak to rozumiem.

Jak słusznie zauważyłeś w Nowym Testamencie słowo starszy(prezbiter) jest używane zamiennie do słowa biskup (por. Dz.A.20:17 z 20:28, Tyt.1:5 z 1:7).

w Nowym Testamencie widzę hierarchiczność: starszy i diakon.

Nie wiedzę kultywowanie kapłanów, arcybiskupów itp.

Oczywiście nie traktuj tych słów, jako uszczypliwość w stronę kierunku kościoła rzymsko-katolickiego.
Dzielę się swoimi przemyśleniami.

Z opisu Soboru Jerozolimskiego z Dziejów Apostolskich oraz z Gal.2r. widzimy, że była grupa barci ciesząca się poważaniem, która ustaliła co mają przestrzegać z żydowstwa nawróceni poganie.

Zastanawiam się czy rozwój hierarchii kościelnej nie jest źródłem człowieka wybory(czy słusznego?).
Tak samo, jak jedni z chrześcijan nazywali się Pawłowi, drudzy Apollosowi...

Myślę, że źródłem inspiracji do działania kościoła winna być Biblia (w tym Dzieje Apostolskie, gdzie w piękny sposób opisane jest, jak działał kościół).

Co do Eucharystii mam zapytanie.
Moja przyjaciółka tłumaczyła ją, że jest ona uobecnieniem ofiary Jezusa na nowo. Twierdziła, że kapłan powtarza ofiarę złożoną przez Jezusa na krzyżu.

Napisz proszę, dokładnie jaj jej spożycie jest rozumiane przez kościół rzymsko-katolicki?

Mateusz pisze...

W Nowym Testamencie List do Hebrajczyków podkreśla, że liturgia chrześcijańska ofiarowana jest przez «arcykapłana: świętego, niewinnego, nieskalanego, oddzielonego od grzeszników, wywyższonego ponad niebiosa», który złożył jedyną ofiarę raz na zawsze, «ofiarując samego siebie» (Hbr 7, 26-27). «Przez niego więc składajmy Bogu ofiarę czci ustawicznie» (Hbr 13, 15). W Eucharystii uobecnia się (gr. anamnesis; hebr. zikaron) ofiara Chrystusa. Jezus jest rzeczywiście obecny pod postaciami chleba i wina, jak sam nas o tym zapewnia: «to jest Ciało moje. (...) to jest moja Krew» (Mt 26, 26-28). Jednakże Chrystus obecny w Eucharystii jest już Chrystusem uwielbionym, który ofiarował samego siebie na krzyżu w Wielki Piątek. To właśnie podkreślają słowa wypowiedziane przez Niego nad kielichem z winem: «to jest moja Krew Przymierza, która za wielu będzie wylana» (Mt 26, 28; por. Mk 14, 24; Łk 22, 20). Ten sam wymiar ofiarniczy i odkupieńczy Eucharystii wyrażają słowa Jezusa wypowiedziane nad chlebem podczas Ostatniej Wieczerzy, jak przekazuje tradycja zapisana przez św. Łukasza i św. Pawła: «To jest Ciało moje, które za was będzie wydane» (Łk 22, 19; por. 1 Kor 11, 24). Również w tym przypadku mamy nawiązanie do ofiarniczego daru Sługi Pańskiego, z Izajasza (53, 12): «Siebie na śmierć ofiarował (...). On poniósł grzechy wielu, i oręduje za przestępcami». «Eucharystia jest nade wszystko świętą ofiarą: ofiarą Odkupienia i tym samym ofiarą Nowego Przymierza, jak wierzymy i jak wyraźnie wyznają Kościoły Wschodnie: Ofiara dzisiejsza — twierdzi od wieków Kościół grecki (podczas Synodu Konstantynopolitańskiego przeciw Soterykowi) — jest tą samą ofiarą, którą kiedyś złożyło Jednorodzone Słowo Wcielone, i przez Nie jest składana (tak dziś jak i kiedyś) będąc tą samą i jedyną ofiarą»

Anonimowy pisze...

Piszesz: W Eucharystii uobecnia się (gr. anamnesis; hebr. zikaron) ofiara Chrystusa. Jezus jest rzeczywiście obecny pod postaciami chleba i wina, jak sam nas o tym zapewnia: «to jest Ciało moje. (...) to jest moja Krew» (Mt 26, 26-28).

Eucharystia jest tą samą ofiarą, którą kiedyś złożyło Jednorodzone Słowo Wcielone, i przez Nie jest składana (tak dziś jak i kiedyś) będąc tą samą i jedyną ofiarą»


Rozumiem to trochę inaczej.

Autor listu do Hebrajczyków wyjaśnia niejednokrotnie, co świadczy o nacisku na tą naukę, że Jezus Chrystus "wszedł nie do świątyni, zbudowanej rękami ludzkimi, będącej odbiciem prawdziwej świątyni, ale do samego nieba, aby teraz wstawiać się za nami przed obliczem Boga, nie po to, aby się często miał ofiarować jak arcykapłan, który co roku wchodzi do świątyni z krwią cudzą. Inaczej musiałby cierpieć wiele razy od stworzenia świata. A tymczasem raz jeden ukazał się teraz na końcu wieków na zgładzenie grzechów przez ofiarę z samego siebie. A jak postanowione ludziom raz umrzeć, a potem sąd, tak Chrystus raz jeden był ofiarowany dla zgładzenia grzechów wielu, drugi raz ukaże się nie w związku z grzechem, lecz dla zbawienia tych, którzy Go oczekują" (Hebr.9:24-28).

Apostoł wskazuje niemożliwość koncepcji powtarzana tej ofiary, gdyż wówczas nasz Pan „musiałby cierpieć wiele razy od stworzenia świata.”

Jest to tak ważna nauka, że ap.Paweł powraca do niej jeszcze kilkakrotnie w tym samym liście.

"Na mocy tej woli uświęceni jesteśmy przez ofiarę ciała Jezusa Chrystusa raz na zawsze.
Wprawdzie każdy kapłan staje codziennie do wykonywania swej służby, wiele razy te same składając ofiary, które żadną miarą nie mogą zgładzić grzechów. Ten przeciwnie, złożywszy raz na zawsze jedną ofiarę za grzechy, zasiadł po prawicy Boga, oczekując tylko, aż nieprzyjaciele Jego staną się podnóżkiem nóg Jego. Jedną bowiem ofiarą udoskonalił na wieki tych, którzy są uświęcani" (Hebr.10:10-14).

Raz na zawsze” to słowa jasne i zdecydowane. Apostoł pisze obszernie i dobitnie, by nie pozostawić cienia wątpliwości. To, że Jezus, jedyny, o którym można było powiedzieć „sprawiedliwy”, oddał swoje życie, jest wystarczającą ofiarą za grzech wszystkich ludzi. Śmierć Jezusa – jednokrotna i wystarczająca. Autor listu do Hebrajczyków nie szczędzi miejsca, by myśl tę udokumentować. Dlaczego „raz na zawsze” jest takie ważne?

Ważne było wtedy i ważne jest dziś. Adresaci listu do Hebrajczyków, ludzie wychowani w tradycji i duchu prawa danego na Synaju, musieli przyjąć do swych serc i umysłów istotną zmianę w rozumieniu oczyszczenia od grzechu. Do tej pory, chcąc oczyścić się przed Bogiem ze swych przewinień wobec Najwyższego, pobożny Żyd składał regularnie ofiary, uczestniczył w świętach i przestrzegał obrzędów oczyszczających. Prawo dane przez Mojżesza pełne było przepisów opisujących ofiary i czynności mające uświadomić człowiekowi jego grzech i wskazać sposób oczyszczenia. Istotną częścią tego przebłagania były dwa elementy. Po pierwsze powtarzalność. Prócz wielu regularnych ofiar cały Izrael rok w rok w Jom Kipur, Dzień Pojednania, dokonywał obrzędu oczyszczenia ludu i kapłanów. Po drugie, składanie ofiar wymagało udziału kapłanów. Człowiek nie mógł sam osobiście złożyć ofiary za swój grzech w dowolnie wybranym przez siebie miejscu. Ofiara miała być złożona we właściwym miejscu i przez odpowiednich ludzi. Obydwa te elementy zamienia ofiara Jezusa. Pan Jezus umarł raz i ofiary Jego życia nie można powtórzyć ani w żadnej formie sprawować ponownie. Nie ma też potrzeby pośrednictwa kapłanów. On sam stał się jedynym i najwyższym kapłanem. Może On prosić Boga o odpuszczenie grzechu ludzi, wszystkich razem i każdego z osobna, przez to, że oddał za nich swoje sprawiedliwe życie. Odwołując się do obrazowości prawa mojżeszowego, apostoł mówi, że ofiarę własnej krwi wniósł nie do miejsca najświętszego w świątyni, lecz do samego nieba. Być może niektórym czytelnikom trudno było uwolnić się od potrzeby wielokrotnego składania ofiar i przyjąć fakt, że nie ma już innego pośrednika jak tylko „człowiek Jezus Chrystus”(1Tym. 2:5).

Jeżeli ofiara Jezusa nie miała być powtarzana, to jaki wymiar ma gest, który uczynił Jezus podczas swojej ostatniej wieczerzy, dając uczniom chleb i wino jako swoje ciało i krew? Kluczem do zrozumienia tego, co Mistrz chciał pozostawić swoim naśladowcom, wydaje się słowo „pamiątka” oraz okoliczności, w jakich zostało ono wypowiedziane.

I wziąwszy chleb, i podziękowawszy, łamał i dawał im, mówiąc: To jest ciało moje, które się za was daje; to czyńcie na pamiątkę moją. Łuk. 22:19

Jezus poleca swoim uczniom, by łamali chleb i jedli go na „Jego pamiątkę”. Dla ludzi wychowanych w tradycji obyczajów prawa mojżeszowego słowa te chyba nie stanowiły specjalnej zagadki. W pismach Starego Testamentu przewijają się nakazy czynienia czegoś na pamiątkę. Pamiątką było dwanaście kamieni ustawionych przy rzece Jordan, które miały przypominać o momencie wejścia do ziemi obiecanej przez Boga (Joz. 4:7), pamiątką miały stać się ofiary złożone przez Izraelitów na budowę przybytku (2Moj. 30:16), pamiątką mogła też być księga (Mal. 3:16). Pan Bóg postanowił, by w codzienne życie Żydów wpisać elementy, które będą stanowiły nośnik zbiorowej pamięci narodu. Ważne wydarzenia w historii tego narodu miały być upamiętniane także poprzez święta i obrzędy. A gdy was zapytają synowie wasi: Co znaczy ten wasz obrzęd? Odpowiecie: Jest to ... (2Moj. 12:26-27). Ostatnia wieczerza Jezusa z Jego uczniami miała miejsce w szczególnym czasie. Była to wieczerza święta Paschy. Święta, które samo w sobie było pamiątką. Spożywanie w tym czasie baranka oraz niekwaszonego chleba miało przypominać kolejnym pokoleniem Izraelitów o okolicznościach, w jakich dawno temu, przy udziale cudów i znaków, Bóg wyprowadził ich z niewoli, by uczynić z nich wolny naród i osiedlić w ziemi, którą dla niego przewidział. Zikaron – pamiątka – tym miał być dzień 14 nisan (2Moj 12:14). Zapewne tego samego słowa użył Jezus, mówiąc „to czyńcie na pamiątkę moją”.

Niech ten dzień, ten chleb i to wino stanie się upamiętnieniem czegoś więcej niż wyjście z Egiptu. Niech to będzie pamiątką mojej śmierci i życia, jakie ona przyniesie.

Chcąc spełnić testament Mistrza, spotykamy się by łamać chleb i pić wino. Wino i chleb same z siebie nie mają żadnej tajemnej mocy usuwania grzechu. Mocy takiej nie mają żadne zewnętrzne rytuały czy obrzędy. Moc taką może mieć tylko nasza wiara. Wiara i ufność, że śmierć Jezusa jest wystarczającą zapłatą za grzech nas wszystkich. Nędzni jesteśmy i w niczym innym nie możemy położyć naszej ufności. Łaski tej potrzebujemy i łaski tej szukamy. Aby unaocznić sobie ten głód i raz jeszcze przeżyć przyjęcie łaski zbawienia, sięgamy po chleb i po wino.

Jezus Chrystus, najwyższy kapłan wyznania naszego, On i tylko On jest dawcą chleba i wina. My, jako bracia i siostry, możemy tylko zaprosić do tego stołu wszystkich, którzy swoje życie Jemu poświęcili i dla których symbole te są wyrażeniem duchowej rzeczywistości dziejącej się w ich sercu.

Mimo, że to tylko symbole, ten szczególny moment buduje naszą więź z Mistrzem i ze sobą wzajemnie.

Więc eucharystia nie stanowi ponowienia ofiary Chrystusa, gdyż ona tego nie wymaga. Wszak ofiara Pana Jezusa jest wystarczająca. Eucharystia to dziękczynienie Bogu – Ojcu, tak jak to czynił Pan Jezus przy ostatniej wieczerzy za łaskę swojego zbawienia, którą dał nam przez śmierć swojego Jednorodzonego, Umiłowanego Syna. Zrobił to po to, bym ja i ty mogli żyć.

Tak to ja rozumiem.

Dziękuję za Twoje przemyślenia.
Pozdrawiam serdecznie.

Mateusz pisze...

W takim razie ja, jestem ciekaw jak rozumiesz słowa Ewangelii: „Jak Mnie posłał żyjący Ojciec, a Ja żyję przez Ojca, tak i ten, kto Mnie spożywa, będzie żył przeze Mnie» (J6, 57). Kiedy Jezus zapowiada to po raz pierwszy, Jego słuchacze są zaskoczeni i zdezorientowani, co zmusza Mistrza do podkreślenia obiektywnej prawdy zawartej w Jego słowach: «Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Jeżeli nie będziecie jedli Ciała Syna Człowieczego ani pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie» (J 6, 53). Nie chodzi tu pokarm w sensie metaforycznym: «Ciało moje jest prawdziwym pokarmem, a Krew moja jest prawdziwym napojem» (J 6, 55).

Anonimowy pisze...

Co oznacza przyjęcie chleba i wina, jako ciała i krwi Chrystusa?

Na podstawie tego co napisałem powyżej rozumiem to tak:
Spożywanie ciała to przyjęcie całości sposobu postępowania Jezusa – to wola Jego życia w naszym. To pragnienie dążenia, by być przed Ojcem, takim, jak On. Wypiciem krwi świadczymy Bogu, że chcemy, by nasze życie było dla niego ofiarą z której płynie miła woń. Pijąc krew pragniemy życia wiecznego. Zgodnie z mentalnością semicką krew oznacza życie (Rdz.9:4), którego dawcą jest Bóg. Jezus przelał swoją krew za życie świata (J.6:51) – przez tą krew mamy możność żyć wiecznie. Przez ciała i krew przechodzimy ze śmierci grzechu do zmartwychwstania.

Przyjmując chleb proszę, by Jezus wypełnił moje ciało, które nazbyt mi ciąży w stronę zła. Proszę, by wypełnił moje cielesne myśli i pragnienia – by nie odchodziły one od woli Ojca.
Proszę, bym łatwo nie dał się kaleczyć grzechem, by moje ciało nie czyniło tego czego nienawidzę, by w moim ciele na przekór jego zamieszkała dobro (Rzym.7:18). Bym nie tylko umysłem, ale i ciałem służył Prawu Bożemu, a nie prawu grzechu (Rzym.7:25). Proszę bym kompletną częścią kościoła, sprawującą swoją funkcję do której Bóg mnie powołał (1Kor.12:12-27). Pragnę zniszczenia tego co ciąży mi w drodze do Boga.

Przyjmując wino proszę, by Jezus wypełnił mojego ducha, by ten unosił się w lekkości do Boga. Proszę, by Jego krew stała się składnikiem mojej. By dał mi tlen, bym mógł oddychać na wieki (J.6:54nn), by za sprawą ducha odprowadzał z ciała nieczystości(Mar.7:21), jak krew odprowadza dwutlenek węgla z tkanek ciała (1J.1:7; 1P.1:18n), by wyrobił we mnie swój układ odpornościowy, który obronie i pokona we mnie chęć działania diabła (Ap.12:11).
Proszę by pokropił mnie swoją krwią przez którą mam prawdziwą łączność z Ojcem, stając przed Nim świętym (odłączonym od świata). Wreszcie wino, które pije to krew Nowego Przymierza, które zawarł imienni przez Jezusa, Bóg ze mną. To przymierze imienne. Bóg zna mnie z imienia. To przymierze, które zawarł ze mną Bóg, a ja je przyjąłem sprawia odpuszczenie grzechów.

Przyjmując chleb i winie (ciało i krew) pragnę by Jezus stał się mną, by więcej było Jego niż mnie samego we mnie. Pragnę, by się we mnie ukształtował (Gal.4:19) i zrodził mnie do wieczności.


Pan Jezus sam odnosi się do symboli. Mówi: Kto we Mnie wierzy, ma życie wieczne. Ja jestem chlebem życia (J.6:47-48). Odnosi się do aspektu prawdziwej wiary w niego, a nie w dosłowność. Fakt, że ówcześni słuchacze tego przekazu nie zrozumieli. Trudna była to dla nich mowa. Jezusowe przemowy cechowała trudność, mówił w przypowieściach, by tylko ci co wierzą w Niego zostali przy Nim.
Bezpośrednie nauki Jezusa były oparte na symbolicznych porównaniach, przenośniach, alegoriach.

Tak to rozumiem.

Mateusz pisze...

Pozwolę sobie zakończyć te dyskusje słowami św. Augustyna: „Przecierpiawszy mękę Pan powierzył nam w tym sakramencie swoje Ciało i swoją Krew, sprawiając, że my sami stajemy się nimi. Rzeczywiście, również i my jesteśmy Jego ciałem i w ten sposób dzięki Jego miłosierdziu stajemy się tym, co przyjmujemy. Pomyślcie przez chwilę, czym było to ziarno, kiedy było jeszcze na polu. Ziemia je urodziła, deszcz karmił; potem była praca człowieka, który umieścił je na klepisku, wymłócił, przesiał i złożył w spichlerzu; z niego wziął je do młyna, a potem w końcu do piekarni, by upiec z niego chleb. Teraz pomyślcie o sobie samych: nie było was i zostaliście stworzeni, zostaliście umieszczeni na Pańskim klepisku, zostaliście wymłóceni, dzięki pracy „wołów”, czyli tych, którzy wam głosili Ewangelię. W okresie katechumenatu byliście jakby przechowywani w spichlerzu, gdy podaliście wasze imiona do chrztu, zaczęliście być jakby mieleni przez posty i egzorcyzmy; w końcu przyszliście do wody, staliście się ciastem, stając się jedną rzeczą; gdy przyszedł ogień Ducha Świętego, zostaliście upieczeni i staliście się chlebem Pana. Oto, co otrzymaliście. Jak widzicie, że jest jeden przygotowany chleb, tak samo i wy jesteście czymś jednym, kochając się, zachowując tę samą wiarę, tę samą nadzieję i niepodzielną miłość" (Sermo Denis 6; PL 46, 834n).
Jeżeli dalej chcesz zgłębiać temat to możemy się jakoś umówić na spotkanie w "realu" i przeanalizować na spokojnie teksty eucharystyczne z Nowego Testamentu (wyd. krytyczne Nestle-Aland), teksty liturgiczne z pierwszych trzech wieków i teksty Ojców Kościoła (greckich i łacińskich). Dopiero całościowe spojrzenie, oparte na źródłach z pierwszych wieków pozwala rozkoszować się misterium Eucharystii.

Anonimowy pisze...

Dziękuję za rozmowę. Cieszę się, że mogliśmy wymienić swoje wierzenia, bez wprowadzenia do tej rozmowy ducha wzgardy, w którego nie raz wpadają rozmówcy polemizując na różniące ich tematy. Pozdrawiam Cię serdecznie.